wtorek, 3 września 2013

Mafia, mobbing i inne dziwactwa cz.1

Życie jest cholernie ciężkie...


Blondyn patrzył wściekle, jak jego chłopak robi maślane oczy do Gaary. Miał już serdecznie dość tego widoku. Może, nie może się pochwalić, że kocha Kibę, byli ze sobą tylko dla seksu. A mimo to, nie lubił tego oglądać. W końcu nie wytrzymał, rzucił że musi być wcześniej w pracy i wyszedł. W domu był po jakiś piętnastu minutach, wchodząc od razu skierował swoje drogi do pokoju chorej matki.
- Mamo, wszystko w porządku? - Zapytał szczerze zmartwiony.
- Oj Naruto, przecież wiesz jak jest. - Powiedziała nie wesoło Kushina.
- Wiem, mamo. Czy powiesz mi kogo mam poinformować o twoim stanie zdrowia? - Jego matka była chora na raka. Miała guzy na jajnikach. Wcześniej pracowała dla mafii, jako skrytobójca. Teraz jednak leży w domu, wyczerpana chemioterapią.
- Pamiętasz ten dom, do którego prowadziłam Cię jak byłeś mały, jak szłam do pracy? - Zapytała słabo.
- Oczywiście.
- Idź tam. Jak otworzy Ci kobieta, jakakolwiek, powiedz, że jesteś od Kushiny. Jeżeli otworzy Ci mężczyzna, powiedz, że jesteś od Czerwonowłosej Habanero. Powinni zaprowadzić Cię do Hokage. Jeśli tak będzie, powiedz mu o mojej chorobie. Jeżeli jednak zaprowadzą Cię do zastępcy, poproś go o pozwolenie na spotkanie z szefem. Jest możliwość, że Ci nie pozwolą, w takim wypadku, daj mu ten list. Powiedz, że jest skierowany bezpośrednio do Hokage, ode mnie. - Bardzo zmęczona mówieniem kobieta, chwilę później już zasnęła. Pocałował jej blady policzek i poszedł do swojego pokoju. Był bardzo przystojnym i dobrze zbudowanym chłopakiem, mimo swojego dość młodego wieku. Nie był bardzo umięśniony, był raczej smukły. Miał dwadzieścia jeden lat. Pracował zamiast studiować, bo praktycznie wszystkie pieniądze poświęca na leczenie matki. Ubrał się w szare dość ciasne rurki, pomarańczowe trampki, blado niebieską koszulkę. Ubierał się tak, by dobrze prezentować swoją ciemniejszą karnację. Skórzaną kurtkę i pomarańczowy szary szalik, również założył na siebie, a do torby spakował ubrania do pracy. Skórzane spodnie, bardzo ciasną, czarną podkoszulkę, siatkową koszulę, kamizelkę, muszkę, męskie stringi i kilka dodatków. Pracował jako chippendalis w barze dla geji, o nazwie "Kopiujący Ninja". Jego szefem był Hatake Kakashi, stary przyjaciel jego matki, który zaproponował mu dobrze płatną posadę tancerza, jak dowiedział się o chorobie Kushiny. Naruto nie miał nic przeciwko, w końcu sam był gejem. Wyszedł z domu i ruszył na podjazd, gdzie czekał na niego jego motocykl. Czarny Harley Davidson . < ---Można zobaczyć o jaki mi chodzi> Jedyna rzecz, jaka łączy go z ojcem. Miłość do tego typu maszyn. Rok temu dostał go na urodziny, mimo, że nigdy w życiu nie rozmawiał z ojcem, nawet nie wiedział czy mężczyzna, który go spłodził widział go choćby raz na żywo. Matka, nigdy nie chciała mu powiedzieć, kim on jest. Mimo to, był pewien jednego, urodę odziedziczył właśnie po nim. Matka miała krwisto czerwone włosy, on miał prawie złoty blond. Mama miała jasną cerę, on zawsze miał ciemną karnację, nie zależnie od pory roku. Jeżeli spotkałby go na ulicy, poznałby go od razu. Miał jeszcze trzy godziny do pracy, więc zdecydował się teraz pojechać do tego tajemniczego domu, o którym wspominała matka. Wjechał na ulicę Kwitnących Wiśni, zatrzymał się pod dość dobrze mu znanym z dzieciństwa domem. Zaparkował swoje cudo, niedaleko bramki, po czym ruszył w jej kierunku. Zadzwonił dzwonkiem sądząc, że albo ktoś do niego wyjdzie, albo odezwie się w domofonie. A mimo tego, bramka, została elektronicznie otwarta, niemo zapraszając go do wejścia na posesję. Podszedł spokojnie do drzwi i zapukał. Otworzył mu mężczyzna, z blizną na nosie ubrany jak ninja. 
- Witam. - Przywitał go miłym głosem. 
- Dzień dobry. Wysłała mnie do państwa Czerwonowłosa Habanero. - Powiedział lekko ściszonym głosem. Brązowo włosy mężczyzna, patrzył na niego przez chwilę w skupieniu, po czym uchylił się tylko, wpuszczając go do środka. 
- Chodź. Rozbierz się, torbę i kurtkę z szalikiem, możesz powiesić na wieszaku. - Uprzejmie go poinformował.
- Dziękuję. 
- Kim jesteś, dla naszej najlepszej skrytobójczyni? - Zapytał ciekawie.
- Powiedzmy, że kimś ważnym. 
- Kochankiem? 
- Nie. 
- To dobrze, bo mogłaby Cię tu czekać śmierć. Domyślam się, że chcesz porozmawiać lub przekazać coś dla Hokage, od niej. 
- Dokładnie. 
- Usiądź na kanapie i poczekaj chwilę, zobaczę czy Cię przyjmie. 
- Dobrze. - Zgodziłem się miło i usiadłem, jak mi kazali. Czułem na sobie spojrzenia ukrytych kamer. Byłem synem mojej matki, w końcu. Takie rzeczy jak zagrożenie, obserwujący mnie człowiek czy maszyna, wyczuwałem odruchowo. Siedziałem spokojnie, czekając, aż ktoś po mnie przyjdzie, lub mnie odeśle. Po jakiś piętnastu minutach, z nudów zacząłem czytać czasopismo o broni, które leżało na stoliczku, przy kanapie. Rozdział poświęcony broni snajperskiej, był doskonały. 
- Chodź. - Usłyszałem za sobą głos, innego mężczyzny. Odwróciłem się i aż zachłysnąłem powietrzem. Za mną stał Uchiha Itachi. 
- Cześć Itachi. Miło Cię widzieć, po tym jak raz chciałeś mnie zabić. - Przywitałem się, względnie uprzejmie. 
- Ciebie również miło widzieć, choć jak dla mnie lepiej byś wyglądał w trumnie. - Odpowiedział mi zjadliwym uśmieszkiem. 
- Każdy ma różne gusta. Twój brat na przykład proponował mi łóżko, ty trumnę. Szkoda, że tylko wy zostaliście z waszego Klanu, może dostałbym jeszcze ciekawsze propozycję. - Przez chwilę zabijał mnie wzrokiem, później jednak milcząc wpuścił do pokoju pełnego mężczyzn. W środku nich, siedział na czymś w rodzaju tronu, Hokage, zasłonięty sławnym kapeluszem. 
- Czego chcesz od naszego Władcy? - Odezwał się, któryś z mężczyzn. 
- Przekazać pewną wiadomość od Uzumaki Kushiny, lub jak wolicie, Czerwonowłosej Habanero. - Odpowiedziałem pewnym siebie głosem. 
- To ją przekaż i odejdź. - Odpowiedział inny.
- Mam ją przekazać w cztery oczy dla Hokage, lub tylko list, prosto na jego ręce. Jak to zrobię, wybór należy do was. - Kolejna pewna siły odpowiedź. Hokage mówił coś do tego mężczyzny, który otworzył mi drzwi. 
- Powiedz mi, kim jesteś dla Kushiny? - Zapytał po chwili. 
- Powiedziałem już. Kimś ważnym. 
- Mów prawdę! Kim dla niej jesteś?!
- Moje istnienie, nie powinno was obchodzić. To wiadomość od niej, powinna być tu ważna. - Zaczęli działać mi na nerwy. 
- Wiadomość może poczekać. Mów kim dla niej jesteś! - Matka, zawsze powtarzała mu, żeby nigdy i nikomu nie przyznawał się, że jest jej synem. 
- Kimś ważnym. A kim dokładnie, nie powiem. Żadnego z was, nie powinno to obchodzić. Ta wiadomość, nie może czekać! - Podniosłem głos. 
- Nie podnoś głosu, gówniarzu! Szacunku trochę! - Krzyknął jakiś facet. 
- Szacunku?! Do was?! Prędzej, pocałuję w dupę Uchihę Itachi'ego! Który przy okazji, kilka lat temu chciał mnie zabić. Co nie Ita? - Zapytałem go rozbawiony. 
- Jesteś strasznie pewny siebie, jak na kogoś, kto jest w samym środku domu jednej z największych mafii w Japonii. - Odpowiedział mi mężczyzna z blizną na nosie. 
- Tak jak mówiłem, jestem kimś ważnym dla Kushiny. Myślicie, że wysłałaby tu kogoś, kto nie jest przygotowany na konfrontację z wami? Śmieszni jesteście. Trudno, obiecałem jej, że przekażę tę wiadomość, jednak nie mam do was nerwów. Już nigdy więcej, ona tu nie wróci. Szukajcie sobie nowego skrytobójcy. Choćbym musiał ją do tego zmusić, jej noga już tu nie postanie. - Rzuciłem list od matki na podłogę przede mną, odwróciłem się i ruszyłem do drzwi. Ktoś podniósł list i podał go temu brunetowi. Otworzył go i zaczął czytać. Po chwili spojrzał na mnie i ze łzami w oczach, podał list Hokage. Po chwili, wszyscy zebrani w pokoju, usłyszeli cichy szloch, samego Władcy. Wtórował mu ten z blizną. 
- Czy to prawda?! - Zapytał załamany. 
- Mam do niej szacunek. Nie czytam listów, które nie są dla mnie. - Czwarty oddał mu list, a on podał go mi. Zacząłem czytać. 

"Minato, chłopak, który przekazał Ci ten list jest twoim synem. Nazywa się Uzumaki Naruto. Ukryłam go nawet przed tobą, ponieważ wiem, że chcieliby go zabić. Tak jak ty, kocha Harleye. Na pewno widzisz, jak bardzo jest do Ciebie podobny. Piszę ten list, jednak po to, by powiedzieć Ci, że już nigdy nie wrócę do bycia mordercą. Odchodzę i nie chcę Cię już znać. Zabraniam Ci wyjawiać prawdę Naru! Jeżeli kiedykolwiek mnie kochałeś, nie zrobisz tego. Nie chcę żeby wiedział, kto jest jego ojcem. Zakazuję Ci obserwowania go, sprawdzania i śledzenia! Masz w żaden sposób, nie ingerować w życie naszego syna! Nie szukaj go, po tym jak wyjdzie z twojej rezydencji, nie szukaj mnie. Nie chcę, żebyś mnie szukał. Chcę zerwać z mafią jakiekolwiek kontakty. 
Uzumaki Kushina"

- To prawda, chyba. Jeżeli tak tu pisze, to jest to prawda. Dziwię się czemu, mi to pokazałeś. Zabroniła Ci tego. Powinieneś uszanować jej wybór. Narażasz moje życie, wyjawiając mi tą prawdę. Powiem Ci, jednak coś czego, nigdy byś się nie dowiedział. Moja matka, jest chora. Poważnie, tylko tyle Ci powiem. Teraz, jak już przekazałem wiadomość. Przepraszam, ale muszę jechać do pracy. 
- A studia?! - Pierwszy raz odezwał się, dalej zasłonięty Hokage. 
- Nie studiuję. Muszę pracować, żeby zapłacić za leczenie matki. 
- Zapłacę za jej leczenie i za twoje studia. Proszę pozwól mi na to! - Zacząłem się śmiać.
- Teraz?! Nic nie możesz zrobić. Ona umiera. Ale na moich oczach, nie twoich. To ja codziennie oglądam jak słabnie, jak z dnia na dzień, co raz bardziej się zmienia. Teraz nawet nie przypomina siebie! A ja? Nie chcę twoich pieniędzy. Całe życie nie miałem ojca, teraz już go nie potrzebuję. Mama mnie wyszkoliła. Robiła to od moich trzecich urodzin. Już dawno ją przebiłem. Nie musisz się o mnie martwić. Doskonale sobie poradzę. - Powiedziałem lodowato. 
- To bolesne, słuchać takich słów, od swojego rodzonego syna. - Powiedział przez łzy. 
- No cóż, trudno! Teraz już za późno, na zgrywanie kochanego Tatusia. Prosiłbym jednak, byś pilnował narwanego, starszego Uchihy. Nie chciałbym go znowu, poturbować. 
- Będę. Możesz być tego pewny. Proszę, niech wszyscy oprócz Iruki i chłopca wyjdą. - Każdy z mężczyzn skłonił się i wyszedł. - Naruto... czy porozmawiasz ze mną na spokojnie? 
- Tylko szybko, tak jak mówiłem śpieszę się do pracy. Odsłoń jednak twarz. Nie będę rozmawiał z kapeluszem. 
- Dobrze. Dziękuję, że dałeś mi szansę. 
- Jeszcze jej nie dałem. Zobaczymy po rozmowie. - Właściwie, to już mu ją dał. Już mu zaufał. Jego ojciec, miał tak uspokajający głos, że nie dziwił się Kushinie, zakochania w nim. Podniósł głowę i zobaczył przed sobą swoją starszą kopię. Dosłownie wyglądał jak młodsza wersja Minato. Pewnie dla tego, Itachi tak się go bał, na początku, a później chciał go zabić. 
- Czy mogę Cię przytulić? 
- Dobrze. - Zgodziłem się, a na mojej twarzy pojawił się duży uśmiech. - Przepraszam za moje zachowanie, ale mama nauczyła mnie, by nigdy nie pokazywać swoich słabości w obecności ludzi z mafii. 
- Domyśliłem się. Kushina, nigdy nie okazywała mi uczuć publicznie. Zawsze powtarzała, że nie okazuję się słabości publicznie. A tak naprawdę to myślę, że bała się reakcji kolegów po fachu. Zawsze musiała grać kobietę diabła. 
- Wiem, przy mnie, też nigdy nie okazywała słabości. Do czasu choroby. Mama, ma guzy na jajnikach. Chemioterapia ją wykańcza. 
- Można się było domyślić. Teraz rozumiem po co na dwa lata wycofała się z roboty, dwadzieścia jeden lat temu. Chodziło o Ciebie. A mnie powiedziała że musi odsapnąć od tej cholernej roboty i ode mnie. 
- Matka, zawsze mówiła, że mam wspaniałego ojca, który po prostu nie może mnie poznać. 
- To smutne, że nie powiedziała mi o tobie. Rozpieszczałbym Cię, najbardziej na świecie. A powiesz mi, gdzie pracujesz?
- Domyślam się, że to raczej twój przyjaciel, a nie mamy, pracuję u Kakashi'ego. - W tym momencie, Iruka zakrztusił się herbatą, a ojciec wyłupił na mnie oczy. - Spokojnie, pracuję jako barman, w weekendy. - Obaj odetchnęli. 
- Dzisiaj jest wtorek... Tylko mi nie mów, że sprzedajesz swoje ciało, by zapłacić za leczenie matki?! - Zapytał załamany Minato. 
- Pojebało?! Jestem tancerzem! Nawet dotknąć, tak naprawdę mnie nie mogą. - Powiedziałem oburzony. 
- Nawet nie wiesz, jak się wystraszyłem... ale przyznam, że chciałeś mądrze z tego wyjść. 
- Dziękuję. Tato, mam dla Ciebie propozycję. 
- Jaką?
- Wezmę sobie w piątek wolne, żebyś mógł odwiedzić mamę w domu. - Z kieszeni, wyjął kartkę i zapisał na niej swój adres. - To nasz adres. Nie powiem nic mamie. Przyjdź na dwudziestą. Teraz naprawdę przepraszam, ale się śpieszę.