wtorek, 17 września 2013

One shot cz.1

Pierwszy i chyba nie ostatni One Shot na moim blogu. :3 Natchnienie po jakimś głupim filmie... Nawet nie pamiętam jakim... ;D

-------------------------------------------------

- Naruto-sama, Królowa prosi byś przyszedł do pokoju Ojca. - Zawołała do mnie pokojówka. 

- Hai, już idę. - Odpowiedziałem uprzejmie i od razu ruszyłem do jego sypialni. Zatrzymałem się przed nimi i zapukałem cicho. Mój Tata, chorował. Już prawie od miesiąca, nie wstał z łóżka. Minato Namikaze, Król kraju Wiru. Mąż, Kushiny Uzumaki-Namikaze. To moja matka, była prawdziwym królem. Ponieważ w naszym kraju, zawsze rządziła kobieta. Zawsze. Dlatego, gdy urodziłem się ja, wszyscy byli bardzo zawiedzeni. Jakoś miesiąc temu, okazało się, że moja matka, jest w kolejnej ciąży. Nasza najlepsza lekarka, Tsunade-sama, orzekała iż urodzi się dziewczynka. Od tamtego dnia, nikogo nie interesowałem. Przejmował się mną tylko tata. Miałem wrażenie, że matka o mnie zapomniała... Właśnie wtedy, jak na złość, zachorował. Mój Ojciec, był chory, na nieznaną i raczej nieuleczalną chorobę. Całkowicie oślepł i sparaliżowało go, że nawet z łóżka, nie może się podnieść. 

- Proszę! - Zawołała donośnie moja matka. - Och... Naruto... Mój kochany, tata chce z tobą porozmawiać... - Powiedziała tuląc sie do mnie, szlochając cicho. 

- Synu, podejdź do mnie. - Spokojnie, podszedłem do jego łóżka i złapałem go za rękę. Uścisnąłem ją lekko i siadając na krzesełku obok, nie puszczałem jej. Oddał lekko mój uścisk i odwrócił głowę w moją stronę. Matka, podeszła do mnie i stanęła za moimi plecami. Położyła mi swoją dłoń na ramieniu i pocałowała w głowę. Szepnęła, jak bardzo mnie kocha, i jak bardzo się o niego boi. Posłałem jej delikatny uśmiech dla pocieszenia jej. - Kushina, kochanie zostaw nas samych, powiedziałem Ci już wszystko. Chciałbym powiedzieć mu to, w cztery oczy. - Gdy kobieta opuściła pokój, otworzył oczy i spojrzał jakby na mnie. - Okłamałem was. - Orzekł cicho. 

- Kiedy i w czym? - Zapytałem spokojnie. 

- Widzę. Odzyskałem wzrok po kilku dniach. - Wyjaśnił. 

- To chyba dobrze, nie? Może akurat Ci się polepszy. - Pocieszyłem go. 

- Synu, ty sam w to nie wierzysz. Czuję to, śmierć zbliża się. To dziś w nocy, odejdę do twoich przodków. - Zrobił długą przerwę. Myślę, że zastanawiał się nad reakcją, której się po mnie spodziewał. - Chciałem, powiedzieć Ci, o mojej ostatniej woli. Nigdy nie wyznałem mojej miłości, moich prawdziwych uczuć. - Kolejna przerwa. 
- Opowiem Ci o tym. Tylko dzięki temu, zrozumiesz dlaczego, taka jest moja prośba...
Kochałem się w... Zacznę inaczej. Poznaliśmy się dzięki naszym przyjaciółkom. Kushina i Jego przyjaciółka, były dla siebie jak siostry. Spotykaliśmy się, zawsze w moim Pałacyku. Zakochałem się w nim, od pierwszego spotkania. Prosiłem twoją matkę, by podpytała, czegoś się o nim dowiedziała. Odmówiła mi. Zawsze, gdy prosiłem. Mówiła, że o miłość, muszę walczyć sam. Spotykaliśmy się co jakiś czas, zawsze w mojej ukochanej biblioteczce. Dziewczyny, siadały na kanapie i plotkowały, a my przy oknach, na fotelach. Rozmawialiśmy o dziełach pisarzy, o naszych ulubionych książkach. O wszystkim. Wspaniale spędzało mi się z nim czas. Zawsze tak szybko upływał... Już po kilku przegadanych nocach, wiedziałem... Byłem pewien, że go kocham. Spotykaliśmy się tam już kilka lat. Zawsze jako przyjaciele. W końcu, odważyłem się. Powiedziałem o tym Kushinie. Wściekła się na mnie. Wykrzyczała mi prosto w twarz, że mnie kocha i jako jej mąż, nie powinienem dopuścić do tego zakochania. Krzyczała, że tak naprawdę kocham ją, że w nim jestem tylko zafascynowany, że jestem jeszcze młody i eksperymenty mi w głowie. Odpowiedziałem, że zawalczę. Przy następnym spotkaniu, wyznam mu miłość. Tak zdecydowałem i tak powiedziałem twojej matce. Gdy pojawili się w moim domu, mojej ostoi. Widziałem, że uśmiecha się fałszywie, po raz pierwszy od kiedy go znam. Wystraszyłem się, że jego żona już, wyznała mu, moje uczucia, przez złość Kushiny. Jednak, było inaczej. Zaraz po tym, jak znaleźliśmy się w bibliotece, ona nam powiedziała. Zaszła w ciążę. Była brzemienna, z moją miłością życia. Miałem ochotę płakać, pierwszy raz w życiu. Widziałem, jak wzdryga się na jej słowa. Odczytałem to, jako że nie chce tego dziecka. Twoja matka, ona wpadła wtedy w szał. Krzyczała, że jesteśmy dłużej po ślubie niż oni, a my nie mamy jeszcze dziecka. Przyszła matka, od razu zareagowała na to. Złapała ją za ręce i po chwili udało jej się, ją uspokoić. Później, powiedziała, że dzisiaj jednak spędzą ten dzień, w pokoju u Kushiny. Zgodziliśmy się. Gdy wyszły, chciałem mu powiedzieć. Jednak, on mnie zaskoczył. Śmiał się, że na moim miejscu bałby się z przeciwstawić Kushinie. Odpowiedziałem, że znam ją zbyt dobrze, by się jej bać. Patrzył on wtedy na mnie, dziwnie. Nigdy nie patrzył na mnie, takim wzrokiem, z taką miną. Chciałem spytać, zapytać czemu tak patrzy. Dlaczego ma taką minę? Jednak, zanim odzyskałem głos, wpadła wściekła jego żona. Patrzyła na mnie, z chęcią mordu. Szczerze! Złapała go za dłoń i wyciągnęła z mojego domu jak zwierzę. Moja "kochana żona", w tym czasie, zorganizowała im karetę i kazała pokojówkom ich spakować. Tamtego dnia, zacząłem ją nienawidzić. Przykro mi synu... Naprawdę, mi przykro... Tamtego dnia, pokłóciliśmy się po raz drugi. Po raz pierwszy podniosłem głos na twoją matkę. Powiedziała mi, że Mikoto poznała prawdę i doszły do wniosku, że nie mogą do tego dopuścić. Wyznała, że kocha mnie za bardzo, by pozwolić mi odejść i tak samo uznała w swoim przypadku Mikoto. Od tamtej pory, nie ufam kobietom. Od tamtej nocy, nie kocham twojej matki, nawet jako przyjaciółki. Myślę, że rozchorowałem się, przez to całe granie, udawanie kochającego męża... Nienawidzę tej kobiety, tyle lat... Naruto, nie pozwolę na twój ślub. Kazałem twojej matce, zawiadomić Hyuuga'ów, że zrywamy twoje zaręczyny z Hinatą. Ta larwa, kocha tylko pieniądze i władzę. Własnego kuzyna, wysłała do innego kraju... Nie pozwolę, żebyś związał się z kimś takim. Już Ci kogoś wybrałem. Zgodzili się. Ślub odbędzie się po twoich siedemnastych urodziny. - Za cztery miesiące... Troszkę szybko... Pomyślałem. - Miałem na względzie twoje upodobania. Nie myśl, że wybrałbym Ci kogoś, kogo nie byłbym pewien. - Czyli wyjdę za mąż?! Przecież, tata wie, że mi podobają się, tylko faceci! - Poznasz go, za dwa miesiące. Spędzicie je razem. Chciałbym, żebyście się poznali... Żaden z was, nie zostanie Królem, więc nie będzie przez to żadnych problemów. Zamieszkacie w jego pałacu lub w moim. Wszystko co należało do mnie, należy teraz do Ciebie. Iruka, załatwił wszystko już jakiś czas temu. Zabierz go, ze sobą. Nie pozwól mu, zostać tutaj. Ta kobieta, może go wtedy zniszczyć... Kocham Cię synu. Pamiętaj o tym... - Mówiąc to, zamykał oczy, a jego głos stawał się cichszy. Po sekundzie, poczułem jak jego dłoń staje się bezwładna w mojej... Zacząłem płakać... Położyłem głowę na jego piersi i płakałem...

Miesiąc później

Pozwoliłem, by moja matka i Iruka, zajęli się wszystkim za mnie. Ja, przeżywałem śmierć ojca. Miałem tylko jeden warunek. Miesiąc, w którym mamy się poznać, spędzimy w Pałacu mojego Ojca. To wszystko. Miałem nadzieję, że ojciec, dobrego mi męża wybrał. Byłem też pewien, że zostanę uke... Ech... Taki los, jeśli jest się, niskawym blondynkiem, o dużych niebieskich oczach, smukłym ciele i delikatnej skórze... Wyszedłem przed zamek by przyjrzeć się eskorcie, którą po mnie przysłał narzeczony. Na jej przodzie, było dwóch, nie powiem, cholernie przystojnych mężczyzn. Jeden miał srebrzyste włosy, które odstawały mu na jedną stronę i maskę na twarzy, odsłaniającą tylko lewe oko. Drugi zaś, był wyższy i troszkę młodszy od niego. Miał czarne, długie włosy spięte gumką, bladą skórę i czarne jak heban oczy. Gdy zsiedli z koni, pierwszy podszedł do mnie i ukłonił się lekko.

 - Och, proszę przestać. Nie jestem Królem, by mi się kłaniać. - Zaśmiałem się, a on wrócił do wyprostowanej postawy. Doszedł też czarnowłosy.

- Miło Księcia Naruto poznać. - Powiedział srebrnowłosy. - Jeśli mogę zapytać, kiedy chce Książę wyruszyć do Pałacu swego Ojca.

- Jak najszybciej. Ile to czasu drogi stąd? - Zapytałem. Wiedziałem, że za mną stoi mój opiekun, od zawsze, Umino.

- Dwa dni, Drogi Książę. - Odezwał się ten drugi, po raz pierwszy.

- Och, więc musicie być zmęczeni. - Odwróciłem się do stajni i gwizdnąłem. Wyłonił się z niej jeden ze stajennych. - Zabierzcie konie mojej eskorty. Napójcie je, dajcie siana i pozwólcie wypocząć, po tak długiej podróży. - Znowu odwróciłem się do nowo przybyłych. - Panowie, musicie być bardzo zmęczeni. Iruko, przygotuj dla panów pokoje. Powiadom kuchnię, by przygotowała solidną kolację i dostarczyli wino z piwnic. Dziś odpocznijcie, a jutro porozmawiamy o drodze powrotnej. - Spojrzałem na uśmiechniętych od ucha do ucha panów. - Ach... I jeszcze jedno. Proszę mówić mi, po prostu Naruto. Nie lubię oficjalnego zwracania się. - Posłałem im mój najpiękniejszy uśmiech. Jeden z facetów za nimi, zachłysną sie, a inny spadł z konia. Na takie reakcję, zachichotałem cicho i znowu powiedziałem do Umino. - Powiadom służbę, by spełniała każdą prośbę naszych gości. *Każdą w miarę normalną prośbę* - Szepnąłem mu jeszcze na ucho i już miałem odchodzić, gdy ktoś zawołał.

- Naruto? - Odwróciłem się i zobaczyłem mojego Wuja na koniu, wjeżdżającego na plac zamkowy. Moje oczy zaświeciły się i zacząłem biec w jego kierunku. Nagato, zeskoczył ze swojego konia i od razu złapał mnie w swoje ramiona. - Mój kochany! - Wykrzyknął, przytulając mnie do siebie bardzo ściśle. Byłem tak szczęśliwy, że przyjechał, iż nie zwróciłem uwagi, na to, jak ta scena mogła wyglądać dla moich gości. Jeszcze pomyślą, że zdradziłem lub zdradzałem narzeczonego. - Jak się trzymasz? - Zapytał nagle z troską, przykładając mi dłoń do policzka. Wiedziałem, że chodzi mu o śmierć taty... Jednak, nie chciałem płakać, przy tamtych.

- Jakoś się trzymam... - Wyszeptałem, odwracając od niego wzrok.

- Mój biedny siostrzeniec! - Zawołał i przytulił mnie do swojej piersi. Zauważyłem przez moment jak Iruka, rozmawia z zamaskowanym gościem.

Iruka

- Kto to jest? - Zapytał mnie ktoś nagle, gdy obserwowałem Naruto i jego Wuja.

- Wuj, Naruto-san. Uzumaki Nagato. Bardzo kocha swojego siostrzeńca i chciał spotkać go jeszcze przed ślubem, by porozmawiać. Na spokojnie, w cztery oczy, bez ogródek. - Odpowiedziałem spokojnie. Z lekkim uśmiechem, dalej przyglądając się młodemu Księciu.

- Czy prawdą jest, że służba spełni każdą naszą prośbę? - Zapytał, już znacznie ciszej.

- Oczywiście. Taki jest nasz obowiązek. - Odpowiedziałem.

- Więc, ja mam tylko jedną. Ciebie w moim łożu. Chcę mieć, na całą noc. - Wyszeptał mi w ucho, zachrypniętym lekko głosem. Spojrzałem w stronę głosu, zauważając że moim rozmówcą, jest srebrno włosy, należący do eskorty.

- Jeżeli zapyta mości pan, o zgodę samego Księcia, a on się zgodzi, to wtedy się zjawię. - Powiedziałem spokojnie.

- A więc, idę spytać Naruto o zgodę. - Mimo maski, skrywającej jego twarz, zauważyłem szczery uśmiech na jego ustach.

- Uważaj na niego. - Mruknął cicho do mnie czarnowłosy. - Kakashi, jak się mu ktoś spodoba, to już nie odpuści. Zdobędzie Cię, prędzej czy później.

- Hai. - Zgodziłem się spokojnie, patrząc jak podchodzi on do mojego podopiecznego.

Wracamy do Naruto

- Naruto? - Odezwał się znajomy głos za mną. Wytarłem łzę z policzka dłonią i spojrzałem na niego.

- Tak? O co chodzi?

- Czy mógłbym porozmawiać dziś z Tobą, może po kolacji. Mam kilka pytań odnośnie podróży i kilku innych spraw. - Zapytał mnie srebrno włosy.

- Oczywiście. Spotkamy się w gabinecie mojego Ojca. Iruka, zaprowadzi pana do niego, jak już będzie pan gotowy. - Odpowiedziałem spokojnie.

- Och! Zapomniałem sie przedstawić. Hrabia, Hatake Kakashi. Proszę mówić mi po imieniu.

- Dobrze, Kakashi-san.

- To i ja się przedstawię. - Powiedział czarnowłosy, podchodząc bliżej nas. - Książę Uchiha Itachi. Do mnie również, proszę zwracać się po imieniu.

- Hai, Itachi-san. Nagato, to moja eskorta do Pałacu Ojca, gdzie czeka na mnie narzeczony.

- Och! No tak. Panowie, czy nie będziecie mieli nic przeciwko, że dołączę do was, pierwszego dnia podróży? Później i tak kieruję się gdzie indziej. A chciałbym spędzić troszkę czasu, ze swoim siostrzeńcem. - Posłał im uśmiech, którego żadne z nich, nie był wstanie zrozumieć.

- Wuju, gdzie Pain? - Zapytałem.

- Och. Powinien za chwilę dojechać. Śpieszyło mi się do was, ale jemu jak zawsze nie... Dlaczego to on jest moim synem?! - Zapytał retorycznie.

- Powinieneś się przyzwyczaić już. Mam prawie dwadzieścia pięć lat, Ojcze. - Odezwał się wysoki, pomarańczowo włosy, siedzący na koniu.

- Pain! Złaź z tego konia i przywitaj się jak należy. Naruto, wybacz swojemu kuzynowi...

- Kuzynie, jak to możliwe, że wychodzisz za mąż, szybciej ode mnie?! - Zawołał, przytulając mnie. - Czyżbyś zakochał się bez pamięci, w jakimś przystojniaczku? Kto to? Gaara, który kocha Cię od lat? Kiba, który podkochuje się w tobie, od kilku miesięcy? A może ktoś jeszcze inny?

- Nie dopytuj się tak, bo kociej mordki dostaniesz, kuzynie! - Zażartowałem do niego. - A zresztą wiesz, że tych dwóch już dawno odprawiłem z kwitkiem. Nigdy, nie podobali mi się rudzi czy bruneci, bez obrazy oczywiście. Znasz mój ukochany typ... - Powiedziałem do niego, puszczając mu oczko. On doskonale to zrozumiał. Rozejrzał się po mężczyznach i od razu uśmiechnął się na widok jednego z nich.

- Oj tak... Znam go doskonale, ale powiem Ci, że chyba zaczął mi się udzielać... - Powiedział do mnie, nawet nie kryjąc się z tym.

- Wiedziałem! Zawsze wiedziałem, że tobie też przypadnie właśnie taki do gustu. Tylko wolimy troszkę inną budowę ciała. Czyż nie, Kuzynie? - Spojrzałem na niego podejrzliwie, z zadziornym uśmieszkiem.

- Masz całkowitą rację, Naruto. Ja jestem Seme, a ty Uke. Tego nie da się porównywać. - Powiedział do mnie, uśmiechając się z satysfakcją. Wuj zakrztusił się własną śliną, Kakashi zachichotał jak szalony, a na policzkach Itachiego, pojawiły się lekkie rumieńce. Kilku mężczyzn z eskorty zagwizdało, ktoś z wrażenia się przewrócił. Moja twarz pokryła się kolorem purpury.

- Ty... Kiedyś Ci się za to odwdzięczę, Pain. Zobaczysz... Pożałujesz, że powiedziałeś to publicznie. - Dopiero teraz pokazałem prawdziwego siebie. Złośliwy i pełen szaleństwa uśmiech, lekko zmrużone oczy, wyrażające bezgraniczną wściekłość, najeżone we wszystkie strony świata włosy, wyostrzone wąsiki na moich policzkach. - Dobra, panowie. Koniec tego dobrego. Ja wracam do siebie, a wy idźcie z moim sługą. Pokaże wam pokoje dla was i wytłumaczy, co i jak. - Powiedziałem i odszedłem.

Kolacja, minęła o dziwo bardzo spokojnie. Później, zabrałem się do gabinetu Ojca. Usiadłem w fotelu i zacząłem czytać jedną z książek, wybraną z półek stojących prawie przy każdej ścianie. Nie czekałem długo, gdy ktoś zapukał do drzwi. Wychylił się Iruka.

- Naruto, Kakashi-san, do Ciebie. - Powiadomił mnie.

- Kakashi, czy nie będziesz miał nic przeciwko, żeby Iruka z nami został, przy tym spotkaniu? - Zapytałem od razu.

- Och, oczywiście że nie!

- To dobrze. Iruko, zostań proszę z nami. - Mój nauczyciel, tylko kiwnął głową i usiadł w jednym z foteli pod oknami. - A teraz do rzeczy. O czym chciałeś porozmawiać Kakashi?

- O eskorcie Ciebie do narzeczonego i o kilku innych sprawach.

- Dobra, niech będzie. Ale mam warunek.

- Jaki?

- Opowiesz mi coś o nim. Powiesz przynajmniej co lubi, czego mam się po nim spodziewać, a czego nawet nie oczekiwać.

- Dobrze. Powiem wszystko, o co zapytasz. - Zgodził się.

- No to mów, o co chodzi z tą eskortą.

- Będziesz chciał jechać z nami na koniach czy w karocy?

- Pojadę swoim koniem. Tak będzie bezpieczniej i wygodnie, a po za tym szybciej.

- Aż tak bardzo chcesz go już poznać?

- A ty byś nie chciał? Ojciec doskonale wiedział jaki typ faceta kocham i za jakim szaleję, nie wybrałby dla mnie byle czego. - Uśmiechnąłem się z satysfakcją.

- Och, chyba że tak. No to mam tylko jedno pytanie.

- Jakie?

- Czy oddasz mi swojego służącego?

- Którego?

- Irukę.

- Nie. Zapytam jednak, dlaczego go chcesz?

- Bo mi się spodobał. Chciałbym go zabrać do siebie i móc mieć na własność, jego ciało i serce. To chyba normalne, jeżeli człowiek się zakocha, nie?

- W takim wypadku, jeżeli on się zgodzi... Albo nie. Daję Ci miesiąc. Podczas mojego pobytu w pałacu z narzeczonym, Iruka jedzie ze mną. Jeżeli po tym czasie, powie, że zgadza się na to, zabierzesz go. Jeżeli jednak powie, że nie chce, to go więcej nie zobaczysz. Masz wolną rękę, w jego sprawie od dzisiaj do końca przyszłego miesiąca. - Jego oko, lśniło jak płomień. Zauważyłem, że Iruka wstaje.

- Idę przygotować pokój, Kakashi-sama.

- Dobrze, Iruko.

- Od dziś masz wolne, od swoich obowiązków. Rozumiesz to, prawda? - Zapytałem go.

- Tak, Naruto. - Zgodził się i wyszedł.

Wyjazd
Dwa dni później

- Chłopcy, ruszamy! - Krzykną Itachi-san i razem z Kakashi-san, ustawili się na przodzie kolumny. Za nimi jechali, nie wiem dlaczego, Iruka i Pain. Ja i Wuj Nagato, jechaliśmy w trzeciej kolumnie. Za nami, były jeszcze cztery. Podróż, mijała nam spokojnie.

Drugiego dnia, Nagato odłączył się od nas ze swoja świtą i pojechał gdzie indziej. Pain, został z nami, tłumacząc się, że później, mógłby nie zdążyć na ślub. Kłamał. Na dodatek, mało udolnie.

Podróż, do końca minęła nam raczej w ciszy. Gdy dotarliśmy do Pałacu, na placu przed nim, czekała na nas służba, dwóch mężczyzn, podobnych to Itachiego i mój chrzestny. Widziałem jedynie, jasną cerę i czarne włosy. Wysoką sylwetkę i mięśnie, widoczne spod ciuchów. Gdy zbliżyliśmy się, na tyle bym mógł przyjrzeć się im, młodszy, zasłonił twarz, zakładając kaptur. Jiraya za to, ledwo stał w miejscu. Widziałem, jak bardzo chce już ze mną porozmawiać. Nie widzieliśmy się, od ponad dwóch lat. Pewnie ma mi dużo do opowiedzenia. Spotkanie z narzeczonym, jest dopiero jutro, więc dziś mogę spokojnie sobie z nim przegadać kilka godzin.

Zsiadłem z konia i zaraz zostałem porwany w ramiona Jirayi. Przytulał mnie tak mocno do siebie, że zaczęło brakować mi oddechu.

- Duszę się! - Krzyknąłem wściekły, odpychając go od siebie. Spojrzałem na niego, nieprzychylnym wzrokiem. - Czyś ty oszalał człowieku?! Chciałeś, udusić mnie kilka godzin przed moimi zaręczynami?! No, słucham? - Byłem na niego strasznie zły.

- Naruto, uspokój się. Wiesz jaki on jest. To Jiraya. Jego nie da się ogarnąć. - Powiedział do mnie Pain.

- Taaa... Masz rację... Dobra, Ji. Wybaczam, ale następnym razem uważaj. - Powiedziałem do niego i posłałem już spokojny uśmiech. Odszedłem, trzymając w ręku dalej moją kochaną klacz, Kuramę. Gniadej maści, wręcz czerwona sierść i ogon, zapleciony w dziewięć warkoczy. Wyglądała naprawdę pięknie. Jednak, tylko ja mogłem się nią zajmować, ponieważ nikomu innemu, nie dawała do siebie podejść. Zbliżyliśmy się do tamtych dwóch mężczyzn. Młodszy w kapturze, podszedł do mnie i zabrał ode mnie Kuramę. Gdy zarżała i przytuliła łeb, do jego ręki, która ja głaskała, szczena mi opadła...

- To niesłychane! - Krzyknęli razem Jiraya i Pain. Nieznajomy, odwrócił głowę do nich i jakby wydawał się niezmiernie zaskoczony. - Przecież ona nie daje się nikomu głaskać. A co dopiero prowadzić. To demon. Tylko Naru potrafił ją oswoić...