wtorek, 10 września 2013

Mafia, mobbing i inne dziwactwa. cz.2

- To nasz adres. Nie powiem nic mamie. Przyjdź na dwudziestą. Teraz naprawdę przepraszam ale się śpieszę. 



Gdy wychodziłem z domu mojego ojca, byłem spokojny jak nigdy. Odprowadził mnie Iruka, który kazał zawiadomić Kakashiego, żeby pojawił się jak najszybciej u Hokage. Zabrałem swoje rzeczy i pojechałem do pracy. Miałem jeszcze godzinkę do swojej zmiany, a droga do klubu zajmie mi nie więcej niż półgodziny, więc resztę czasu, poświęcę na rozmowę z szefem. Tak jak myślałem tak było, po niecałych dwudziestu pięciu minutach, byłem w "Kopiującym Ninja". Wszedłem tylnymi drzwiami i od razu skierowałem się do przebieralni dla personelu. Spokojnie wszedłem do środka, ale widok jaki zastałem co najmniej mnie zdziwił. Kakashi, rozmawiał z poważną miną, z wszystkimi pracownikami. Gdy mnie usłyszał, odwrócił się i powiedział tylko jedno zdanie.
- Mamy przejebane...
- Co się stało? - Zapytałem, zaciekawiony. 
- Konoha, chce wykupić mój klub.
- Byłem dziś u Hokage, kazał Ci jak najszybciej przyjechać. 
- Co ty robiłeś u Hokage?! - Wydarł się na mnie Hatake. - Wiem, że wiele potrafisz, ale to za wysokie progi, żeby do nich skakać. 
- Spokojnie, szefie. Miałem tylko przekazać wiadomość od Kushiny. - Od razu przestał być zły.
- Aha, ok. A jak ona się czuje? - Zapytał z nie ukrywaną troską.
- A jak może się czuć? Tak, jak człowiek wykończony chemioterapią. A kto z Konohy, się z tobą skontaktował w sprawie kupna klubu?
- Uchiha Itachi. A co? - Słysząc to nazwisko ryknąłem śmiechem.
- Ta cipa?! Boże, człowieku! Od razu było mi powiedzieć, to bym go już dawno sprzątnął. - Kakashi spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Przecież to jeden z najlepszych zabójców Konohy! Nie żartuj sobie, Naruto!
- Pozwól, że zadam ci pytanie.
- No, mów.
- A kto jest lepszy od zabójcy?
- Skrytobójca.
- A kto był najlepszym skrytobójcom Konohy?
- Kushina, twoja mama.
- A kto mnie trenował?
- Twoja matka.
- A czy ją przebiłem?
- Tak. - Odpowiedział już znacznie ciszej.
- A kiedy?
- Już ze cztery lata temu... - Teraz to już mówił szeptem. 
- Więc widzisz, że starszy Uchiha, może mi buty czyścić, no nie?
- Tak... - Spojrzałem na moich kolegów z pracy, którzy nagle patrzyli na mnie z lekkim strachem. 
- Spokojnie, ludzie przecież nikogo nie zabijam. - Trochę się uspokoili. - To może zacznijmy szykować się do pracy, co? - Zapytałem. 
- A właśnie. Naruto, ktoś wykupił Cię na całą noc, do loży dla vip'ów. Mam nadzieję że się spiszesz. - Powiedział do mnie z chytrym uśmieszkiem siwo włosy. Zaczynałem się martwić. Ten uśmiech oznaczał kłopoty. Plus to, że ktoś wykupił mnie na całą noc, oznacza cholernie duże kłopoty...

Dwie godziny później...

Jak na moje nie szczęście, musiałem trafić na Orochimaru. Cholerny zboczeniec, najlepszy przyjaciel mojego chrzestnego Jirayi. Zaczynałem mieć już cholernie dość tego pojebanego dnia... Noc minęła mi dość szybko. Co dziwne, Oro nie sprawiał problemów, jak zazwyczaj. Po czwartej, skończyłem swoją zmianę. Przebrałem się i pojechałem szybko do domu. Zaszedłem do pokoju mamy, zobaczyć czy wszystko jest dobrze i poszedłem pod prysznic. Długi i zimny, ukoił moje zszarpane nerwy.

Rano zadzwonił do mnie Kakashi z wiadomością, że Konoha wycofała się z kupna klubu. Co bardzo mnie ucieszyło. Jednak zaraz po tym dodał, że weekend mam wolny i dzisiaj też. Powiedział też, że on rezygnuje z bycia szefem, bo dostał kuszącą propozycję od Hokage... Menda jedna, zostawia mnie dla mafii... Nie no, żart... Podobno na nowego szefa zatrudnił, kogoś kto się do tego najbardziej nadaje. Czyli geja. Który ma cholernie, wyrafinowany gust... Zaczynałem obawiać się o swoje dupsko... Kakashi, powiedział tak też, gdy na barmana zatrudniał Saia. Musiałem mu szczękę wybić, żeby zrozumiał, że nie jestem nim zainteresowany... Moja umowa jest taka. W poniedziałki, wtorki i środy, pracuję jako kelner lub na zmianę z Sai'em, jako barman. W czwartki i niedziele, tylko jako barman. A w piątki i soboty jako tancerz. To był dobry układ. Zarabiałem więcej niż inni, więc mogłem zapłacić za leczenie mamy. Czwartkowy dzień spędziłem na sprzątaniu domu i ogarnianiu podwórka. Było lato, więc pół dnia kosiłem wielkie podwórko... Czasami w takie gorące dni, zaczynałem nienawidzić trawy, która rosła tak szybko. Wieczorem powiedziałem mamie, że chciałbym, żeby poznała mojego chłopaka, bo nie znała jeszcze Kiby, którego rad, nie rad musiałem też zaprosić. Zrobiłem część zakupów na kolacje i kupiłem sobie jakiś fajny podkoszulek. Od piątkowego rana, krzątałem się po domu, sprzątając, to co mi zostało i szykując wyśmienita kolację. Jakoś po osiemnastej, przyjechał Kiba, którego podwiózł, "całkiem przypadkiem", Gaara. Teraz czekałem tylko na ojca. W kuchni cicho, ale dosadnie wytłumaczyłem Kibie, że wiem o jego miłości do Gaary i jeżeli ma się do niego tak często podwalać, to od razu możemy się rozstać. Co też chwilę później zrobiliśmy. Miałem powiedzieć mamie, że planujemy stały związek, jednak powiem, że Kiba to tylko kolega i miał być on wymówką dla przyjścia taty. Gdy usłyszałem samochód na podjeździe, od razu wiedziałem, że to Ojciec. Ustawiałem z Kibą, talerze z jedzeniem na stole. Mama była jeszcze na górze. Zacząłem ustawiać więcej talerzy. Mój były chłopak spojrzał na mnie zaskoczony, a ja odpowiedziałem mu tylko uśmiechem. Kushina zeszła na dół i tak jak brązowo włosy, spojrzała na mnie zaskoczona. Kiwnąłem tylko głową i skierowałem się do drzwi. Właśnie wszedłem do korytarza, gdy zadzwonił dzwonek. Otworzyłem drzwi i uśmiechnąłem się do Hokage.
- Dobry wieczór! Mam nadzieję, że się nie spóźniłem. - Powiedział do mnie z miłym uśmieszkiem.
- Dobry wieczór! Nie martw się, wcale się nie spóźniłeś. - Ściszyłem lekko swój głos. - Zapraszam do środka! - Wszedł spokojnie i wręczył mi torebkę z drogim winem. Posłałem mu delikatniejszy uśmiech i spojrzałem na jego ochroniarzy. - Was też zapraszam, chłopcy. Zrobiłem pyszną kolację, więc mam nadzieję, że będzie wam smakować. - Odwrócili się, a mi aż zaschło w gardle. Byli to bracia Uchiha. Starszy, Itachi patrzył na mnie lekko zaskoczonym wzrokiem. Młodszy Sasuke, nie spojrzał na mnie, nawet. Wiedziałem dlaczego. Pewnie nadal był na mnie zły, za akcję z Liceum. Szczerze? Bałem się go. Był moim przyjacielem, był mi bliski jak nikt inny. Do dnia, w którym zaproponował mi, że to właśnie z nim, mógłbym spędzić swój pierwszy raz. Tego dnia, pierwszy raz, uderzyłem go. Dałem mu w twarz. Krzyknąłem, że go nienawidzę, że nie chcę oglądać więcej na oczy. Dwa tygodnie później, mama przeniosła mnie do innej szkoły, a nasza przyjaźń się rozpadła. Na mojej twarzy, pojawił się smutny uśmiech. Pokręciłem lekko głową, w geście zrezygnowania i odsunąłem się, by mogli swobodnie wejść do dalszej części domu. Usłyszałem jak mama wstrzymuje oddech, a po chwili zaczyna się konfrontacja.
- Dlaczego?! - Ten krzyk był przerażający.
- Za kogo ty mnie uważasz, co Kushina? - Zapytał spokojnie Minato. Ona, nie odezwała się. - Naprawdę myślisz, że wiedząc o Naruto, mógłbym pozwolić mu od tak zmarnować sobie życie, bo ty nie chcesz żeby był ze mną w jakikolwiek sposób powiązany?! Naprawdę myślisz, że wiedząc, że moja ukochana jest poważnie chora, nic bym nie zrobił?! Kushina, do kurwy nędzy! Kocham Cię! ZAWSZE KOCHAŁEM! Od dnia, w którym spotkaliśmy się, po raz pierwszy! Czemu?! Czemu, nie powiedziałaś mi o Naruto?! To nasz syn! NIE TYLKO TWÓJ! Nie miałaś prawa zabierać mu ojca, a mi syna! Czy przez dwadzieścia jeden lat jego życia, nie pomyślałaś, że chciałbym o nim wiedzieć?! - Jego oczy były pełne bólu, jego słowa raniły, dotkliwiej niż ciosy. Mimo to, podszedł do Uzumakiej i przytulił ją. Objął ją i przytulił do swojej piersi. Naruto, zobaczył coś, czego nie wiedział nigdy, przez całe swoje życie. Jego mama, płakała. Wtuliła się w pierś Hokage, a wyglądało to tak, jakby on swoimi ramionami, chronił ją przed złem całego świata.
- Dobrze, no to jeżeli wszystko już sobie wyjaśniliśmy, to zasiądźmy do stołu. - Powiedziałem lekko. Mój uśmiech był szczery i ogromny. Posłuchali mnie. Usiedliśmy. Hokage na czubku drewnianego, prostokątnego stołu, z mamą na kolanach, która wyglądała jakby, po prostu bała się, że jeżeli go puści, on odejdzie. Po prawej stronie Minato, usiadł Sasuke, ja koło niego, na swoim ulubionym miejscu. A po mojej prawej usiadł Kiba. Po lewej mojego Ojca, usiadł Itachi, który cały czas obserwował swojego braciszka. Przy stole, zostały jeszcze trzy wolne miejsca. - Smacznego! - Powiedziałem wesoło i zaczęliśmy jeść. Widziałem z jakim wahaniem, jedzą pierwsze kęsy. Byłem dumny, ze swoich umiejętności kulinarnych, których uczyła mnie Sakura. Moja najlepsza przyjaciółka, była menadżerką. A dokładniej zarządcą, w klubie Kakashiego. Mimo to, kochałem moją przyjaciółkę. Miała swoją dumę i potrafiła nieźle załatwić klienta, który posunął się choćby ciut za daleko. Była postrachem, na wszystkich w klubie. Znaliśmy się od Liceum. Byliśmy zawsze w tej samej klasie. Ona była lesbijką, a ja gejem. Doskonale się dzięki temu dogadaliśmy. Od tamtej pory, jesteśmy dla siebie, jak rodzeństwo. Właśnie chciałem pójść po kieliszki do wina, gdy ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi.
- Proszę! - Krzyknąłem idąc do kuchni.
- Dobry wieczór! Szczęśliwa rodzinko! - Doskonale, wiedziałem kto to. Kakashi.
- Cześć Kakashi! Idź od razu do stołu, zaraz przyniosę kieliszek i dla ciebie.
- Poprosimy dwa, bo jest nas dwóch. - Powiedział lekko. Wyjrzałem zaskoczony z kuchni i zobaczyłem Irukę. Hatake, trzymał go za rękę. Oni, byli parą! Ok...
- Doskonale! Im nas więcej, tym więcej do świętowania! - Powiedziałem wesoło.
- Dobry wieczór, Hokage-sama. - Powiedzieli obaj, spokojnymi głosami.
- Dzień dobry, chłopcy. Miło, że i wy tutaj jesteście. Naruto, nie pomóc Ci czasem?! - Krzyknął lekko do mnie.
- Nie, dzięki tato! Jakoś sobie poradzę. - Odkrzyknąłem.
- Ja mu pomogę. - Odezwał się, nieznany mi głos. Był gruby, chrapliwy i idealny, do mówienia słodkich słów, podczas seksu. Złapałem się na fantazjowaniu. Cholera! Za długo, nikogo nie miałem w łóżku. Gdy się odwróciłem, o framugę drzwi opierał się Sasu. - Cześć. - Powiedział tylko, a mnie przeszedł dreszcz, przez ten jego inny całkowicie głos.
- Cześć. Myślałem, że do końca kolacji, będziesz udawał, że się nie znamy. - Powiedziałem lekko złym tonem.
- A znamy się? - Zapytał. Już chciałem mu wygarnąć, gdy zrozumiałem jego ton. Był niepewny, ostrożny, jakby wystraszony.
- Tak, Sasuke. Byliśmy przyjaciółmi, jeżeli jeszcze pamiętasz. Nie powiem, nasza przyjaźń, zakończyła się inaczej niż, zawsze myślałem, ale nie zmienia to niczego. - Uśmiechnąłem się do niego, a moje policzki stały się lekko różowe.
- Cieszę się. - Powiedział i uśmiechnął się. To był ten, cholernie rzadki u niego, szczery, pełen seksu i przyjemny dla oka, półuśmieszek. Pamiętam ze szkoły, że dopóki, nie zaczęliśmy się przyjaźnić, praktycznie nie zmieniał wyrazu twarzy. Później, dziewczyny mówiły, że jestem cudotwórcą, bo Wielki Sasuke-kun, zaczął się czasem uśmiechać.
- Ja również. Sasuke, ja... przepraszam, że Cię wtedy uderzyłem. - Wyznałem wreszcie, a moje policzki, były jeszcze bardziej czerwone.
- Nic się nie stało. Nie powinienem, tego wtedy mówić. Albo przy najmniej nie w taki sposób. - Powiedział ciszej.
- Cieszę się, że mi wybaczyłeś! Ja na ciebie, już dawno przestałem się złościć. - Przyznałem szczerze. Podawałem mu pierwsze dwa kieliszki, a on jakby umyślnie dotknął moich palców, swoimi. - Zanieś je, a ja poradzę sobie z resztą sam. - Odwróciłem głowę, by ukryć jeszcze większe rumieńce.
- Wrócę, przyda Ci się ktoś do pomocy. - Powiedział to tak miłym i przyjemnym głosem, że aż zachłysnąłem się powietrzem. Nigdy, nie podejrzewałbym go o taki ton.