czwartek, 31 października 2013

VI

Widziałem, jak mój ukochany znika mi z oczu, za przejeżdżającą ciężarówką...

Później, tylko urywki: przesłuchania, policja i rozmowy z psychologiem.
 Podejrzaną panią psycholog, którą polecił mi i Tamirze, Gaara. Mówił, że kiedyś pomogła mu, w tajemnicy przed rodzeństwem, po śmierci ich rodziców. Nie uwierzyłam w to, jednak zgodziłem się na uczęszczanie, do niej na zajęcia. Pani Matatabi, była policyjnym psychologiem, od ponad roku. Wydawała mi się, dziwna... Zbyt pewna siebie, zbyt szczęśliwa i pełna energii... Przypominała mi Naruto, a to nie działało na mnie pozytywnie. Mimo starań policji, ojca Naruto, mojego ojca i mnie, nie udało się nam go odnaleźć.

Mijały tygodnie, miesiące, później była pierwsza rocznica "tragedii na basenie", jak okrzyknięto, to zdarzenie w szkole. Tamten rok szkolny, był rokiem zadumy, przemyśleń i żałoby. Kilka osób ze szkoły, wtedy odeszło lub przeniosło się do innej. Wszystko przemijało, a ja wciąż nie mogłem zapomnieć o moim Lisku. Zacząłem znowu stawać sie odludkiem, jak kiedyś, przed rozmową z Itachim. Mój brat, słysząc wieści o nas za oceanem, wrócił do Japonii. Bardzo mnie wspierał i pomagał mi, do czasu, gdy on sam musiał już wracać.

W tamtym czasie, czułem się wyjątkowo samotny. Przestałem zadawać się z moimi dotychczasowymi przyjaciółmi. Ino, Neji, nawet Shika, zostawili mnie z moimi problemami samego. Hinata, od razu po całym incydencie, przestała ze mną rozmawiać. Pozostała jedynie Sakura. No i paczka Naruto. Oni stali się moją nową rodzina. Kiba, nie zerwał z Shiką. Wydawało nam się to troszkę dziwne, jednak wspieraliśmy ich związek. Oczywiście, ja wspierałem Inuzukę, bo były przyjaciel jednoznacznie dał mi do zrozumienia, że nie chce mnie znać. Gaara, w sumie to nawet nie był z Nejim, jak nam się na początku wydawało. Hyuuga, przeleciał go kiedyś na jakiejś imprezce, po czym no Sabaku, spieprzył gdzie pieprz rośnie, gdy ten spał. Naprawdę się z tego śmiałem... Tego dnia w akademiku, myślał, że uda mu się namówić czerwonowłosego na powtórkę. Jednak, widocznie się przeliczył. Temari i Tenten, przyznały się nam, że są razem od roku i są lesbijkami. Ucieszył nas ten fakt i bardzo je wspieraliśmy.
 Jedyne co nas niepokoiło coraz bardziej, to Gaara. Zbyt często zrywał się ze szkoły, z pojedynczych lekcji. Kilka razy, zniknął na kilka dni. Raz na kilka tygodni, podczas wakacji. Zgłosiliśmy jego zaginięcie, jednak sam wrócił do domu i odmówił wyjaśnień. Nikomu nie wyjawił prawdy. Z kim był? Gdzie był? Dlaczego teraz i na tak długa lub krótko? Czy Naruto i jego zniknięcie, ma z tym coś wspólnego?
Nie powiedział nam nic.

Wybudziłem się z tego koszmaru, który śni mi się co noc, od dziesięciu lat... Sprawa zniknięcia Naruto... Spojrzałem w lewo i zdziwiłem się. Nie było tam Sakury. Moja żona, nigdy nie odpuszczała nocy, kiedy spałem w domu. Zawsze wtedy wracała i długo ze mną rozmawiała. Była moim psychologiem, od kiedy zaprzestałam chodzić na terapię u Matatabi. Dziesięć lat, to i tak już za dużo... Powinienem był się już przyzwyczaić, że go nie ma... Jednak nie mogłem.
Zaraz po zakończeniu studiów i zaczęciu zawodowej kariery koszykarza, ożeniłem się z Sakurą. Kochałem ją, jak siostrę i najukochańszą przyjaciółkę. Ona mnie, tak samo. Traktowaliśmy się jak dobre rodzeństwo. Ona, nigdy nie chciała mieć męża, ja nie chciałem wychodzić za kogoś, kogo chociaż odrobinę nie kocham. Więc wymyśliliśmy ten plan. Ja ożenię się z nią i będę miał z głowy problemy z żoną. Ona wyjdzie za mąż, za mnie i rodzina nie będzie sie do niej czepiać. Wiedziała, że w moim sercu, dalej jest tylko Lisek... Mimo, że jego może już dawno nie być...

Wstałem i przeszedłem się, po całym naszym apartamencie. Nie było jej. Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem jak późno już jest. Zadzwoniłem do jej szefa. Hinaty Hyuugi.

- Hinata? - Odezwałem się, gdy odebrała.
- Tak? Czego ode mnie chcesz, o piątej rano?! - Była zła.
- Moja żona nie wróciła do domu. Martwię się. Powiesz mi, o której skończyła wczorajszą zmianę?
- Odesłałam ją do domu, jakoś po szesnastej... - Odpowiedział mi zaspany głos, pani prezydent Japonii. - Jak to, jeszcze nie wróciła?! - Wydarła mi się po chwili w słuchawkę. Niszcząc moje bębenki słuchowe.
- A skąd ja, mam to wiedzieć?! Nie wróciła jeszcze do domu. To martwi mnie najbardziej. Dzwonię na policję. - Rozłączyłem się i wykręciłem numer Matatabi. Ona na pewno mi pomoże.

- Halo? - Usłyszałem zaspany głos.
- Pani doktor, tu Sasuke Uchiha, dzwonię w... - Zanim skończyłem, usłyszałem jak ktoś zrywa się z łóżka, a raczej z niego spada i cichy krzyk. - Matatabi?!
- Uchiha!!! Ty cholerny gnojku, wiesz jak ja się martwiłam, gdy tak nagle zadzwoniłeś, że rezygnujesz z naszych spotkań?! - Krzyknęła kobieta, widocznie bardzo na mnie zła. Kolejna dzisiaj. - Jesteś w domu?
- Tak.
- To czekaj tam na mnie. Przyjadę za kilka minut, wyjaśnię Ci całą sytuację. - Odpowiedziała mi po chwili.
- Jaką sytuację?! - Zapytałem zaskoczony jej tonem i reakcjami.
- Twoją żonę porwano i nagrano z nią filmik porno. Jest teraz zablokowany już przez policję, ale nie wiem ile osób zdążyło już go pobrać... Podejrzewamy, że to robota Bijuu.
- Naruto?! Przecież on znał Sakurę! On jest przywódcą, a przynajmniej był przywódcą Bijuu! Nie zrobiłby jej krzywdy...
- Zdziwiłbyś się, do czego on może być teraz zdolny. Potwierdziliśmy już, że to jego sprawka. Porwał ją Gaara. Naruto pokazał swoją twarz w nagraniu i Cię pozdrowił. Przyjadę po ciebie i zawiozę na komendę. Tam, pokarzemy Ci wszystko i wytłumaczymy. Dobrze?!
- Hai... - Chwilę później zemdlałem...

Matatabi

Usłyszałam jak coś upada i telefon odbija się od podłogi. Uchiha zemdlał. To dobrze. Łatwiej będzie go porwać. Rozłączyłam się i zadzwoniłam do szefa.
- Naruto? - Zapytałam, gdy usłyszałam że ktoś odebrał.
- Nie. Tu Sakura.
- A, cześć. Daj mi Kuramę do telefon, jak możesz.
- Ta... Już podaję. - Usłyszałam, że gdzieś idzie i podaje komuś telefon.
- Tu Naruto. Co jest Matatabi?
- Sasuke już wie. Jadę zabrać go z mieszkania. Gdzie go przywieść? - Kolejne pytanie.
- Tutaj, do nas. Trzeba mu w końcu powiedzieć prawdę, czyż nie?! - Zaśmiał się złowieszczo Blondyn do mojej słuchawki, a po moich plecach przeszły ciarki.
- Hai, już po niego jadę.
Rozłączyłam się i ubrałam. Zeszłam do garażu i wyjechałam. W środku nocy, poruszanie się samochodem po Tokio, było o wiele łatwiejsze. Zwłaszcza nocą. Już po kilku minutach, byłam pod wielkim apartamentowcem i parkowałam na jego podziemnym parkingu. Wysiadłam i skierowałam się do windy. Wjechałam na samą górę i od razu poszła do ostatnich drzwi. Wyjęłam klucze, które dała mi Sakura i otworzyłam sobie drzwi. Zapaliłam światło i przeszłam się po apartamencie, szukając Sasuke. Znalazłam go leżącego w kuchni. Nadal był nieprzytomny. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do jedynego pasującego do tej roboty faceta.
- Han? Słyszysz mnie?
- Ta... Jakie zdanie masz dla mnie przed szóstą rano?
- Przyjedź do domu Uchihy. Zabieramy go do Kuramy, a sama to go ja nie podniosę. To w końcu zawodowy koszykarz, cielsko ma olbrzymie wręcz. - Wyjaśniłam mu.
- Dobra, dobra. Powiedz po prostu, że chcesz mnie zaciągnąć do roboty, tak wcześnie jak to tylko możliwe. - Zaśmiał się przyjaźnie. - Zaraz tam będę. Poczekaj na mnie. A! I lepiej upewnij się, żeby się czasem nam w samochodzie nie obudził. Bo może być nam ciężko. - Ostrzegł mnie i się rozłączył. Nie czekałam na niego wiele, bo jakoś po dwudziestu minutach, był już razem ze mną w mieszkaniu. Wyniesienie tego jakże seksownego tyłka z jego mieszkania, zajęło nam około półgodziny. Oczywiście, całą akcja porwania go, trwała prawie półtorej. Gdy już poradziliśmy sobie z umieszczeniem go na tylnym siedzeniu, odjechaliśmy.

Sasuke

Bolała mnie głowa... Musiałem mocno uderzyć w podłogę, gdy upadałem. Jednak słyszałem, niewyraźne dźwięki, czyjejś rozmowy. Słyszę silnik i słowa, które przykuwają moją uwagę.
- ... Pytam tylko! Po co nam w organizacji Ona?! Przecież ona nawet zabijać nie potrafi! Nie potrzebujemy w Bijuu, takiego beztalencia! - Mówił męski, gruby głos.
- Jest nam potrzebna! Choćby po to, żeby szpiegować panią premier dla nas! O pilnowaniu pana Uchihy, nie wspomnę. - Powiedziała kobieta. Ten głos, miałem wrażenie, że go znam.
- Przecież ona tylko robi za asystentkę Hyuugi. A Sasuke to pilnować raczej nie ma po co. Wszyscy doskonale wiedzą, że dalej jest wierny naszemu panu. Tak, jak Kurama-sama jemu. Nie rozumiem ich... - Westchnął mężczyzna.
- A ja bardzo. Rozumiem ich bez opisów i szczegółów. Oni są tacy sami jak my, Han. Ja kocham Ciebie, ty, mam nadzieję, kochasz mnie. A mimo wszystko, czekamy na spokojne czasy, kiedy nikt i nic nie będzie nam grozić. Dopiero wtedy, tak naprawdę zaczniemy być ze sobą. Kurama-sama, kocha Sasuke, od kiedy ten nauczył go polegania też na innych, a nie tylko na własnej sile. Gdyby nie on, Naruto-sama już dawno by, większość naszych wrogów brutalnie zabił. A tak, to wolno i po woli wsadza ich do więzienia. Szuka na nich haków i dowodów. Później "informuje mnie" i wsadzamy ich do kicia. Wszystkich. Tak właśnie działają Bijuu, dlatego inne mafie, boją się nas tak bardzo. Dlatego, tak bardzo pilnują się, żeby z nami nie zadrzeć. - Teraz kojarzył ten głos! To była Matatabi! A kobieta, o której mówili, była Sakurą! Ona mnie szpiegowała? Hinatę też? Boże...
- Tak, tak... - Odparł mężczyzna o imieniu Han. - I nadziei mieć nie musisz mieć. Kocham Cię. Najbardziej na świecie. - Widziałem, jak pochyla się do niej i całuje w policzek, by zaraz zjechać pocałunkami na jej szyję. Nie mogąc na to patrzeć, odchrząknąłem dając znak, że już jestem przytomny. - O! Nasz śpioszek się obudził! Matatabi, miałaś się upewnić, żeby nie obudził się podczas jazdy... - Westchnął Han. - Zadzwonię do Kuramy-sama, poinformuję go, że za jakiś dziesięć minut będziemy u niego i pan Uchiha, już nie może się doczekać spotkania z nim...
- Czy wieziecie mnie na spotkanie z Naruto? - Zapytał, lekko wystraszony.
- Tak. Spotkasz się z naszym szefem, o ile On będzie miał na to ochotę.

Naruto

Spokojnie, spokojnie... Tylko spokojnie. Nie możesz być zdenerwowany. To tylko Sasuke. To tylko Uchiha.. Tylko Uchiha... Boże! Kogo ja chcę oszukać?! Przecież to jest właśnie Sasuke Uchiha! Właśnie on! To na niego tak długo czekałem!
- Gaara! - Ryknąłem na całe gardło i czekałem, aż mój podwładny pojawi się w pomieszczeniu.
- Tak, Kurama-sama? - Zapytał lekko zdenerwowany.
- Przygotuj moją sypialnię. Kolacja ma być na dwudziestą. Dopóki nie wybije godzina kolacji, macie czas by przygotować Uchihę i wszystkich do uroczystości. Haruno też ma być. Do tej pory nikt, powtarzam NIKT ma mi nie przeszkadzać.

Sasuke

Zabrali mnie do jakiegoś pokoju i przygotowywali mnie AŻ DO WIECZORA. Byłem lekko poddenerwowany, bo wszyscy mnie znali i traktowali jak króla, pomimo tego, że zostałem porwany! Byłem wredny, agresywny i opryskliwy. Wkurwili mnie i nic tego nie zmieni.

- Uchiha-sama, kolacja. - Powiedział do mnie Gaara.
- Nie wygłupiaj się Gaara. Mów do mnie po imieniu. Znamy się nie od dziś. - Powiedziałem, mimo złości jaką do nich czułem.
- Tak, Sasuke. Przepraszam, ale Kurama-sama kazał traktować Cię z ogromnym szacunkiem.
- Ehh... Powinien ze mną porozmawiać. Chciałbym z nim pogadać. Szczerze.
- To chodźmy na kolację, wreszcie się zobaczycie... To było długie dziesięć lat... - Szepnął ledwo dosłyszalnie i ruszył labiryntem korytarzy.

Naruto

Wszedłem do jadalni i usiadłem na swoim miejscu. Po kilku minutach przyszedł Gaara i Sasuke. Jego zastępca, usiadł po jego lewej, a po prawej miejsce zajął milczący Sasuke. Chwilę później, przeszedł Han, po nim Matatabi. Ostatnia pojawiła się Sakura. Usiadła na ostatnim miejscu i  kolacja się zaczeła. Przebiegła ona, w całkowitym milczeniu i cieszy. Szczękanie sztućców doprowadzało mnie do szaleństwa.
- Czy nikt, nie ma zamiaru się dziś odezwać choćby słowem?! - Zapytałem jakby w przestrzeń. Mój głos był normalny, spokojny.
- A mamy o czym rozmawiać? O pracy? Przy obcych nie możemy. O rodzinie? Dla większości z nas, żadne z nich nią nie jest. - Odezwała się Matatabi. Po chwili wstała i spojrzała na mnie. - Wybacz Naruto, ale nie mam ochoty teraz na kolację. Uporządkuj swoje sprawy, nie mieszaj nas w to, dlatego że nie masz odwagi na to. Zrób w końcu to, co powinieneś! Wstajemy panowie i panie! Wynosimy się, dopóki nasz pan nie zrobi tego, co powinien już dawno temu. - Wiedziałem, że to zrobi. Tylko ona mogła zebrać się na taką odwagę i powiedzieć mi to przy ludziach. Wszyscy wstali i wychodzili. Jednak Sasuke dalej trwał przy stole. Gdy drzwi za nimi zamknęły się, Sasuke wstał. Zaskoczył mnie całkowicie swoim zachowaniem. Złapał mnie za ramię i podniósł do góry. Wziął na ręce i przyciągnął do namiętnego, pełnego tęsknoty i frustracji pocałunku. Czułem jego wściekłość, a on czuł moją tęsknotę.
- Chodź do sypialni! Tam... ach... Sasu! - Jęczałem na jego rękach, gdy całował moją szyję i spokojnie niósł mnie do pomieszczenia, dla nas przygotowanego. Minęliśmy zszokowaną grupkę moich podwładnych i ruszyliśmy dalej.
- Dziś, już mi nie umkniesz Lisku. Nie pozwolę Ci uciec. - Szeptał w moją szyję, chowając twarz w jej zagłębieniu. Jęczałem, jak jakaś dziewica, gdy masował mój tyłek. Było tak dobrze, tak wspaniale, wreszcie mogłem znowu go czuć. Gdy dotarliśmy do odpowiednich drzwi, otworzyłem je drżącą dłonią. Uchiha, nie cackał się ze mną, od razu podszedł do łóżka i rzucił mną na nie. Był wściekły. Widziałem jego rozszalałe oczy, pożerające moje ciało. Leżąc widziałem jak zdejmuje koszulę i rozpina pasek od spodni. Jak zdejmuje buty i skarpetki. Zostawił spodnie. Zmrużyłem oczy i podziwiałem jego wspaniale wyrzeźbioną klatkę. Mięśnie brzucha, które co chwila napinały się, pokazując jak bardzo pragnie właśnie mnie. Wszedł do mnie na łóżko i znowu się całowaliśmy. Już spokojniej, mniej chaotycznie, bardziej namiętnie. Jego dłonie, wędrowały po całym moim ciele, masowały i rozpieszczały, tak jak kiedyś. Kochałem go, tak bardzo. To wszystko było po to, by go tu sprowadzić. Jego usta, wędrowały właśnie po mojej szyi, którą tak bardzo wyginałem, żeby miał większy do niej dostęp. Moje ciało, już nie byłem w stanie go kontrolować. Wyginało się, ocierało i prosiło o więcej, a ja nie miąłem nic przeciwko. Zdjął ze mnie koszulę i obcałowywał moją klatkę. Mogłem jedynie jęczeć, wić się pod nim i prosić o więcej. Niczego nie pragnąłem tak bardzo, jak niego. A teraz, miałem to dostać. Wszystko czego pragnąłem przez ostatnie dziesięć lat.
- Sasuke... Proszę... Więcej... Pragnę więcej Ciebie... - Nie mówię, jęczę w jego ucho. Mając nadzieję, że zrozumie choć połowę.
- Wiem, Lisku. Widzę, to doskonale. - Mówi do mnie i ustami zjeżdża niżej. Całuje i podgryza mój brzuch, by po chwili pozbyć się moich spodni. Unoszę się na łokciach, by móc go widzieć, jednak zaraz znów opadam ciężko na materac, z głuchym jękiem przyjemności, gdy zaczyna mi obciągać. Wplątuje palce w jego włosy i jęczę, coraz głośniej, coraz bardziej podniecony. A on pozostawia mnie na granicy i przerywa tą wspaniałą przyjemność, znów całując moje usta. Czuję jak uśmiecha się z satysfakcją. Widzę, jak bardzo jest nam dobrze razem. Kolejny głośny jęk, lecz ten nie jest jękiem przyjemności. To jęk bólu, gdy Sasu bez ostrzeżenia wkłada we mnie, jeden ze swoich smukłych i cholernie zwinnych palców. Mimo to, pragnę więcej. Poruszam się, dostosowuje do jego tempa, by już po kilku minutach, czuć już dwa jego palce w sobie. Nie trzeba mi dużo, bym przyzwyczaił się i znowu zaczął nabijać na nie, jęcząc w ekstazie. Trzeci, jednak był już dla mnie czymś nie do pojęcia. Miałem wrażenie, że jestem w niebie, pomimo bólu, który wyraźnie czułem. Mimo to jęczałem i prosiłem o więcej. Właśnie wtedy, gdy po raz kolejny stałem na przepaści, gotowy by skoczyć i doznać tej wspaniałej przyjemności, on przestał ruszać dłonią i spojrzał na mnie wściekły. Wciąż pełen agresji i swojej ogromnej siły.
- Był ktoś jeszcze? Mów! - Mówił do mnie, wlepiając we mnie swoje oczy, czarne i wściekłe.
- Nikogo! Jesteś moim pierwszym i ostatnim! - Udaje mi się powiedzieć, mimo ogromnego strachu, który we mnie wzrasta coraz bardziej, gdy tonę w głębi jego czarnych, jak otchłań oczu. - Aaaa! - Krzyczę z bólu. Sasuke bez ostrzeżenia, wszedł we mnie, aż po samą nasadę.
- Jeżeli jeszcze kiedyś odważysz się ode mnie odejść, to będę cię rżnął, aż skonasz. - Mówi do mnie, nachylając się nad moim uchem. Nie rusza się, po prostu we mnie jest. Czuję go w sobie. Całego. Wielkiego. Pulsującego z podniecenia. - Spokojnie, poczekam aż się przyzwyczaisz. Teraz już nam się nigdzie nie śpieszy. - Mówi do mnie, przytrzymując moje biodra, gdy chcę zacząć się poruszać. Powoli się do niego przyzwyczajam. Wciąż boli, jednak ta zazdrość i ta miłość, którą w tak straszny sposób okazał mi Sasuke. Wiem, że jest cholernie szczera.
- Dobrze. - Odczekałem jeszcze chwilę i kiwnąłem głową, że może zaczynać. Przyznam, bolało, nawet bardzo. Jednak mimo to, było cholernie dobrze.